Od dwóch sezonów w Ekstraklasie obowiązuje przepis o konieczności gry jednego młodzieżowca w trakcie całego meczu ligowego. Z doniesień medialnych wiemy, że władze rozgrywek wraz z PZPN przygotowują się do usunięcia tego przepisu. Przedstawiamy argumenty za i przeciw obowiązywania tego wymogu.

Przepis został wprowadzony w sezonie 2019/2020. Od kilku tygodni spekuluje się, że wymóg może zostać zniesiony.

Najczęściej pojawiającymi się argumentami przeciw utrzymania tego przepisu są:

  • Obniżenie poziomu rozgrywek
  • Wykorzystywanie statusu młodzieżowca przez menedżerów
  • Ograniczenie możliwości manewru dla trenerów

Czy faktycznie konieczność wystawiania przez cały mecz jednego zawodnika poniżej 22 roku życia wpływa w jakiś większy sposób na obniżenie jakości rozgrywek? Piłeczkę można odbić, że liga już i tak stoi na bardzo niskim poziomie (w XXI wieku zazwyczaj notowana poniżej 25 miejsca w rankingu lig europejskich…) i należy stosować wszelkie pomysły, które w dłuższej perspektywie mogą wpłynąć pozytywnie na jej jakość. Stawianie na młodych polskich zawodników może być nie tylko dobre z punktu widzenia przyszłości polskiej kadry do której trafią największe talenty, które otrzymały szansę dzięki temu przepisowi. Młody, perspektywiczny piłkarz zaliczający cenne minuty to szansa dla klubu na duży zarobek z transferu, a przede wszystkim dobry przykład dla innych młodych zawodników marzących o sportowej karierze. Szczególnie cenne jest stawianie na własnych wychowanków. Wpływa to na chętniejsze utożsamianie się kibiców z klubem oraz poprawia morale całej klubowej akademii.

Problem młodzieżowców żądających niebotycznych kwot (tylko dlatego, że zawodnicy z tym statusem są szczególnie poszukiwani na rynku transferowym) powinny rozwiązać właśnie klubowe szkółki, które powinny co rok dostarczać do pierwszego zespołu perspektywicznych zawodników. Stawianie na młodych zawodników dla rozwojowej ligi to szansa w dłuższej perspektywie. Często tej dalekiej wizji brakuje naszym klubom. Jeśli kluby nie są w stanie narzucić trenerowi konkretnych zadań związanych z ogrywaniem młodzieży to sprawy w swoje ręce powinna wziąć krajowa federacja. Trenerzy są rozliczani głównie za wyniki, więc bez presji często nie podejmują ryzyka wystawienia do składu niedoświadczonych zawodników. Gdyby nie ten wymóg to poza Lechem Poznań nie usłyszelibyśmy w ostatnich latach o wielu talentach które dziś stanowią dla klubów szansę na znaczny zarobek.

Przed wprowadzeniem tego wymogu młodzi piłkarze z Polski byli sprzedawani maksymalnie za 1-2 miliony euro. Jedynie transfery Jana Bednarka, Bartosza Kapustki, czy Sebastiana Szymańskiego oscylowały wokół 5 milionów. Od sezonu 2019/20 za podobne lub nieco większe pieniądze zostali sprzedani: Radosław Majecki, Kamil Piątkowski, Michał Karbownik, czy Bartosz Białek. Natomiast transfery Jakuba Modera, Jakuba Kamińskiego, czy Kacpra Kozłowskiego to już ponad 10 milionów euro, czyli nieosiągalny dotąd (poza awansem Legii do fazy grupowej Ligi Mistrzów) zastrzyk finansowy dla polskich zespołów.

Pomysłodawcą wprowadzenia tego przepisu był poprzedni prezes PZPN- Zbigniew Boniek. Były szef związku bronił niedawno tej inicjatywy w programie Romana Kołtonia- „Prawda Futbolu”.

Są w nim tylko plusy, nie ma żadnych minusów. Oczywiście, limit jest pewną częścią ograniczenia i nie o to chodziło, tylko o wyrobienie tendencji, pokonanie problemu z wprowadzaniem młodzieży do pierwszej drużyny.

Jeżeli ktoś uważa, że mentalność wprowadzania młodych zaszczepiła się na tyle, że nie trzeba żadnego przepisu, to ok. Uważam, że jeżeli chcą znieść przepis o młodzieżowcu, to niech to zrobią, ale jeśli się na to zdecydują, to tylko z wygody… Oczywiście ten przepis wymuszał na klubach koncepcję przygotowania zawodników już od 15-16 lat. Stworzenie mikrocyklu i makrocyklu treningowego, pomysłu na wzmocnienie fizyczne młodych piłkarzy, by pasowali do poważnej, najlepszej piłki. Uważam, że jeżeli chcą znieść przepis o młodzieżowcu, to niech to zrobią, ale jeśli się na to zdecydują, to tylko z wygody. Jedne kluby mają lepszą młodzież, inne gorszą. Dlatego teraz chcą to wyrównać.

Często słyszymy, że jesteśmy dużym krajem, w którym nie brakuje talentów. Jednak wielu trenerów narzeka na jakość młodzieżowców. Skoro nie jest z nią jeszcze najlepiej to przepis ten należy rozpatrywać właśnie jako impuls do działania w kierunku lepszego szkolenia w akademiach, inwestowania w skauting i szukania w ten sposób możliwości tworzenia przewagi nad rywalami.

Przepis o młodzieżowcu to nie jedyny pomysł minionej kadencji PZPN zachęcający do stawiania na młodych Polaków. Polski Związek Piłki Nożnej stworzył również program Pro Junior System, który odpowiednio ulepszony również może przyczynić się do tego, że jak najwięcej zdolnej młodzieży otrzyma szansę zaistnienia.

Zakładając, że polskie kluby za kilka lat będą funkcjonować inaczej (opierać się na akademiach, notować dobre występy w europejskich pucharach) to być może warto będzie wtedy powrócić do dyskusji o sensie tego przepisu. Na obecnym etapie wydaje się, że przynosi on jednak wyraźne korzyści, a pomysły nowego zarządu PZPN powinny raczej dotyczyć tego jak wspierać kluby, by chciały jeszcze mocniej inwestować młodych piłkarzy.